Zdrowy styl życia czy już fanatyzm?

  Wybaczcie za prawie dwutygodniową przerwę w pisaniu, ale dałam się ponieść wakacyjnemu lenistwu. Mało gotowałam, weny na pisanie też brakowało, ale powoli się odradzam, więc mam nadzieję, że szybko nadrobię zaległości.

  Napiszę dzisiaj notkę może lekko dającą do myślenia i uświadamiającą jak bardzo człowiek może zatracić się w tym całym obsesyjnym staraniu się być ''fit'', zagorzałym odchudzaniu, głodówkach etc. 
  W ramach moich małych akcji promowania bloga często wchodzę na tematyczne fora, zakładam swoje wątki, pokazuje zdjęcia posiłków i staram się zainteresować blogiem innych ludzi, zatem często obserwuję podejście moich '' internetowych znajomych '' co do zdrowego odżywiania. Co jest największą zmorą dla większości osób, które poznaję? Kalorie. Dla nich jest to coś strasznego, odrażającego, niechcianego. Generalnie, to najlepiej jakby kalorie nie istniały albo chociaż jakby bilans całego dnia nie przekroczył 1000 kalorii. Nie, tutaj się nie patrzy na jakość spożywanego jedzenia lecz na wartość kaloryczną. Ostatnio, wracając pociągiem z podróży, siłą rzeczy usłyszałam rozmowę dwóch znajomych. Wywnioskowałam, że jedna z tych osób trochę schudła, bo wspomniała coś o wykupionej diecie od jakiegoś trenera personalnego, bieganiu, siłowni i o za dużej już o kilka rozmiarów bluzie. Sobie myślę: o pozytywnie, mało tego jakby nie była to 2 nocy i nie byłabym tak strasznie zaspana, pewnie wtrąciłabym się do rozmowy, bo diety, zdrowy styl życia, to dla mnie temat rzeka, o którym chętnie z kimś porozmawiam. No, ale do czego zmierzam? Osoba ta w pewnym momencie zaczęła mówić, że w sumie, to nie zamierza pić żadnej wody smakowej, soku itp., bo przecież ma w ręku CocaColę 0 kalorii! Tak, właśnie! Po co komu te głupie kalorie? Pijmy wszyscy taką colę, a będziemy mieli wręcz ujemny bilans kaloryczny. Świetne wyjście, przecież będziemy tacy piękni i szczupli. No i właśnie takie podejście mnie najbardziej boli i zarazem przeraża. Ludzie często nie zdają sobie sprawy z tego czym tak naprawdę są kalorie, nie myślą o tym, że potrzebują ich do prawidłowego funkcjonowania całego organizmu, narządów, do czerpania energii. Oczywiście nie chcę tutaj obrażać nikogo z Was, piszę bardzo ogólnie, bo przecież nie każdy kto patrzy na kaloryczność jedzenia ma w poważaniu jakość danego produktu. 
  Popularna stała się żywność mająca 0% tłuszczu, głównie chodzi tu o sery twarogowe, jogurty, wszelakie produkty mleczne. Dla konsumenta będącego na diecie, wydaje się to super opcją na ucięcie spożywania tłuszczu, który przecież też jest zbędnym elementem w produktach, nie mówiąc już o jego zbędności w organizmie. Drodzy czytelnicy, przecież tłuszcz ma kilka ważnych funkcji, o których warto pamiętać! Chroni przed utratą ciepła, niezbędny jest do przyswojenia witamin: A, D, E, K, jest składnikiem błon komórkowych, wchodzi w skład hormonów. Nie zapominajmy jedynie o tym, że musimy wybierać te dobre źródła tłuszczy jak np. ryby, orzechy, awokado, żółtko jaj. Żywność reklamująca się znikomym procentem tłuszczu, często dodaje do swoich produktów dodatkowe konserwanty lub cukier. Wcale nie wychodzimy na tym tak dobrze, jak na początku myśleliśmy. 
  Kolejnym dla mnie absurdem jest restrykcyjne przeprowadzanie diety, czy to na redukcję, czy na masę - wszystko jedno. Po prostu jeżeli ktoś maksymalnie zatraci się w tym co robi, może zaprowadzić go to do zguby. Sama coś o tym wiem. Z osobą będącą na takowej diecie, nie ma szansy na pójście do kawiarni na ciastko i kawę czy na pizzę. Teraz nie mówię tu o osobach, które postawią sobie konkretny cel i na jakiś czas odpuszczają sobie wszelakie przyjemności, aby później mieć jeszcze większą satysfakcję. Chodzi tu tylko o to, żeby wszystko robić z głową i nie dać się zwariować.
   Świat oszalał, bo żywność, którą zaczynamy produkować ma w sobie coraz więcej świństw, a ludzie oszaleli, bo na siłę chcą się uwolnić od kalorii. Jednak ja uważam, że da się to wszystko pogodzić. Na szczęście są jeszcze produkty mało przetworzone, więc mamy możliwości, a receptą na zdrowy styl życia jest po prostu wybieranie domowych placków twarogowych zamiast sklepowego batona, zważanie na ilość i jakość zjadanego pokarmu, a nie tylko na kaloryczność - czy naprawdę sądzicie, że nasz przewód pokarmowy ma licznik kalorii? Mogę się mylić, ale nadal będę upierać się przy tym, że chodzi tu o porcje jakie zjadamy, a nie cyferki.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty